The end of 2019
Cześć! Co prawda mamy już 3 styczeń 2020 roku, ale nie mogłam sobie odpuścić mojej tradycji, czyli podsumowania minionego roku. Średnio się wyrobiłam przed Sylwestrem, ale spokojnie można to jeszcze nadrobić. Zastanawiałam się jak opisać 2019, tak jednym słowem i jedyne co przychodzi mi do głowy to słowo "dziwny".
Z takich ważniejszych wydarzeń to na pewno muszę wspomnieć o spotkaniu autorskim z Igą Chmielewską w styczniu. To jest tak ciepła, sympatyczna i charyzmatyczna osoba z ogromnym poczuciem humoru, że do dzisiaj bardzo mile wspominam ten dzień. W lutym pojechałam na koncert Years&Years do Warszawy. Byłam wtedy w środku sesji egzaminacyjnej, miałam tego dnia dwa zaliczenia, w tym ważny egzamin. A także leciałam na środkach przeciwbólowych, bo od kilku dni chodziłam trochę przygłucha. Do stolicy pojechałam sama i w żadnym stopniu nie żałuję tego pomysłu. Wyskakałam się i wyśpiewałam za wszystkie czasy. Miałam niezłego po koncertowego dołka. Luty to też wyjazd na narty. Tym razem padło na Szczyrk. Będę tęsknić za widokiem gór zimą w 2020. Mam nadzieję, że to tylko krótka przerwa od nart. Wracając do Gdańska, zajechaliśmy do Łodzi, ale o tym mieście będzie jeszcze na blogu. Ze sporym poślizgiem, ale będzie. Skończyłam też moją szkołę fotograficzną. Cieszyłam się z myślą o wolnych weekendach, ale tak naprawdę to nawet szybko zatęskniłam za zajęciami. Miło wspominam sesje, prace w studio, wykłady, plenery. W marcu wzięłam udział w warsztatach fotograficznych na UG. Także jak widać, serio brakowało mi edukacji w tym kierunku. Później nadeszły drugie Gdańskie Targi Książki. Aczkolwiek ta edycja średnio mnie zaskoczyła jakimiś nowościami. Przywiozłam dwie książki i to by było na tyle. W kwietniu byłam na spotkaniu autorskim z Abelardem Gizą! Mam autograf w swojej książce oraz zdjęcia. Oj to było dla mnie niezłe przeżycie. Odwiedziłam Krynicę Morską, z której zdjęcia mogliście oglądać niedawno na blogu. Moje prace zawisły na wernisażu w Gdańsku. Było to związane z wcześniejszymi warsztatami na UG. W maju zwiedziłam wraz z przyjaciółką Łódź i zdecydowanie polubiłam to miasto. Ma specyficzny klimat i chciałabym kiedyś tam wrócić. Później czekała mnie ostatnia sesja egzaminacyjna. Robiłam zdjęcia na wydarzeniu na UG, odwiedziłam papugarnie w Gdańsku. Wakacje to głównie wyjazd do Szklarskiej Poręby i Austrii oraz masa mniejszych wypadów w różne miejsca, zarwane nocki, wschody słońca. Jak również stres przed poprawkami i obroną. Wrzesień był dla mnie walką ze studiami i tym sposobem od 11 października jestem już oficjalnie magistrem. Chwilę przed tym skończyłam 24 lata i byłam na występie Abelarda Gizy, gdzie płakałam ze śmiechu. To były naprawdę udane urodziny. W listopadzie wybrałam się na spotkanie z Billie Sparrow. Fajnie było ją zobaczyć po tych 3 latach oglądania jej na youtubie.
Poza tym, przeczytałam 23 książki, obejrzałam 3 seriale i 17 filmów (w tym całkiem sporo w kinie), zrobiłam zaledwie 3 sesje zdjęciowe. We wrześniu blog świętował swoje 4 urodziny.
Ten rok zaczynałam z dziwnym uczuciem (stąd słowo na początku postu jest jak najbardziej na miejscu). Po przerwie świątecznej wróciłam na uczelnie, na mój ostatni semestr, wciąż czytałam książki, oglądałam seriale, próbowałam działać w kwestii zdjęć, ale trochę się czułam jakbym była obok tego wszystkiego. Te wszystkie wydarzenia, o których napisałam, sprawiały mi wiele radości, aczkolwiek później wracało to uczucie, takiej jakby nieobecności. Trwało to prawie pół roku i nagle sytuacja odwróciła się o 180 stopni. To był bardzo szalony czas. Przez pewien czas pozytywnie szalony. Mimo, że jesień i końcówka roku bardzo mnie przytłoczyła, to jestem wdzięczna za to co się działo przed tym. Za te wszystkie chwile, podczas których czułam się naprawdę szczęśliwa. Za to, że mogłam spędzić ważne dla mnie wydarzenia w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Oraz za otaczających mnie ludzi. Bo naprawdę doceniam to do ilu osób mogę się odezwać i wiem, że mi pomogą.
W sumie zabawne, bo zakładałam, że 2019 rok będzie bardzo przełomowym rokiem, w końcu skończyłam studia. A po fakcie czuję, że to był taki mały "przystanek" przed kolejnym etapem w życiu. Chwila przerwy.
Mój Sylwester w tym roku był bardziej rozsądny niż poprzedni, dzięki czemu drugiego dnia zamiast umierać, udało mi się wybrać do Orłowa w Gdyni na klify, co jest jednym z moich ulubionych miejsc w Trójmieście. To był zdecydowanie bardzo udany początek Nowego Roku.
Nie wiem jaki będzie 2020 rok. Klasycznie mówi się "ten rok będzie nasz, to będzie najlepszy rok w naszym życiu", ale ja tak tego nie widzę. Chciałabym, żeby ten rok był takim czasem kiedy małymi krokami ogarniam swoje życie, dążę do wyznaczonych sobie celów, rozwijam się. Nie muszę osiągnąć nie wiadomo czego, bo na większe rzeczy przyjdzie czas, ewentualnie nadejdą znienacka, ale fajnie by było robiąc kolejne podsumowanie pomyśleć sobie "kurczę, lubię to swoje życie". Spokój, stabilność, szczęście. I tego też Wam życzę.
0 KOMENTARZE