Beach read
,,January Andrews to popularna autorka romansów, która ma w sercu i na koncie jedynie ogromną pustkę. Augustus Everett, poważny znany literat, gardzi szczęśliwymi zakończeniami i uważa, że prawdziwa miłość to bajka.
Dzieli ich prawie wszystko, za to łączy fakt, że przez następne trzy miesiące będą mieszkać w sąsiednich domkach na plaży, walcząc z pisarską blokadą i twórczą niemocą. Tymczasem koniec lata to nieprzekładalny termin oddania ich bestsellerów.
Zawierają zakład i wymieniają się tematami książki. Zaczyna się wyścig. Wygra ten, kogo książka ukaże się jako pierwsza. Tylko że opowiadanie sobie nawzajem życiowych historii może nieść ze sobą poważne ryzyko. I wywrócić świat do góry nogami."
Czy zabrałam się za wakacyjną książkę, w pierwszy dzień śniegu w Gdańsku? Być może. Byłam bardzo ciekawa o co tyle szumu.
Poznajemy January, prawie 30-letnią kobietę, która wprowadza się na wakacje do drugiego domu swojego zmarłego ojca. Jest w nienajlepszym stanie. Przeżyła dwie diagnozy nowotworowe swojej mamy, śmierć ojca i wieść o tym, że wiódł on podwójne życie - jedno z January i jej mamą, a drugie ze swoją kochanką. Do tego wciąż leczy swoje złamane serce po zakończonym, wieloletnim związku ze swoim partnerem. I nie potrafi napisać kolejnej książki, a specjalizuje się w romansach.
Już pierwszego dnia po przeprowadzce, w dosyć oryginalny sposób poznaje swojego nowego sąsiada. A chwilę później okazuje się, że to jej kolega z czasów studiów, z którym często rywalizowała na zajęciach z pisania.
Oboje mają różne historie za sobą, piszą zupełnie inne gatunki książek i chyba nie za bardzo za sobą przepadają. Przynajmniej takie miałam wrażenie na początku lektury. Postanawiają, że każde z nich napisze nową powieść, tyle, że zamienią się swoimi gatunkami. Będą się uczyć od siebie, gdzie szukać inspiracji, od kogo czerpać potrzebne informacje. Razem motywować i poznawać świat drugiej osoby.
Pierwsze prawie 100 stron szybko połknęłam i wydawało mi się, że będzie to taka przyjemna, lekka książka. Do tego wątki poruszające trudniejsze kwestie, czyli coś co uwielbiam. Jednak średnio polubiłam się z January. Momentami brzmiała jak zauroczona nastolatka, co dla mnie było irytujące. Albo zachowania typu "co ja mam teraz zrobić?", zamiast po prostu się ruszyć i nie dramatyzować. Nie rozumiałam też niektórych sytuacji. Ukrywania czegoś. Dla mnie naturalnym było, że dziewczyna przeżywa jeszcze całą sytuację ze swoim ojcem. Długo żyła w przeświadczeniu, że ma kochających się rodziców i szczęśliwą rodzinę. A tutaj została sprowadzona na ziemię. Do tego fakt, iż jej matka o tym wiedziała i tylko córka żyła w niewiedzy. Nieważne ile ma się lat, każdy może to przeżywać na swój sposób. Czuć ból, rozpacz, pogubić się w sytuacji, chcieć znać odpowiedzi, ale jednocześnie też bać się ich otrzymania. To bardzo trudne.
Także nie do końca kupiła mnie ta historia. Momentami było lepiej, a momentami gorzej. Podoba mi się jedno z przesłań, o których mowa pod koniec. Aczkolwiek raczej fanką romansów nie zostanę. Wolę inne książki. Jednak podejrzewam, że fani typowych powieści z wątkiem romantycznym, mogą się zaprzyjaźnić z tą lekturą.
0 KOMENTARZE