­

Podlasie

by - 12:59


Cześć! Dzisiaj mam dla Was kolejną relację. Tym razem z wyjazdu na Podlasie. Wyjątkowo szybko uwinęłam się ze zdjęciami i mam nadzieję, że ta dobra passa utrzyma się na dłużej. Byłoby bardzo miło nadrobić wszelkie zaległości. Aczkolwiek może lepiej nie zapeszajmy i cieszmy się po prostu obecną chwilą (Pawłowska coach).
Nie wiem ile z Was się orientuję, ale Podlasie to moje rodzinne strony. Najlepiej znam Białystok i to właśnie to miasto było kierunkiem mojej wyprawy. Aż głupio przyznawać, ale ostatni raz odwiedzałam to miejsce w wakacje 2017. Trochę czasu już minęło. I pomyśleć, że kiedyś byłam niemalże co wakacje, czasami i ferie, Wielkanoc (o ile Święta w kościele prawosławnym pokrywały się terminowo z kościołem katolickim). Później głównie przejazdem, na jakieś wesela, albo zostawić psiaka na czas wyjazdu gdzieś dalej. Także przyszedł czas nadrobić ten czas. I w sumie cieszę się, bo udało mi się nieco odpocząć od Trójmiasta. Pobawiłam się z kotem (mimo wszystko zostanę psiarą, ale ciekawe doświadczenie pobyć z Julianem przez kilka dni, zauważyłam tyle różnić między funkcjonowaniem z nim a Leonem), poczytałam, byłam na łyżwach, obejrzałam fajny film (krótką opinię znajdziecie w wyróżnionych na moim instagramie, wystarczy kliknąć w ikonkę w lewym górnym rogu na blogu), połaziłam po Supraślu oraz odwiedziłam Dąbrówki. Nawet sporo tych atrakcji jak na kilka dni i to bez wielkiej bieganiny. 
W każdym razie był to mój pierwszy wyjazd w 2020 roku i mam nadzieję, że na następny nie będę musiała czekać zbyt długo.
Tradycyjnie zapraszam Was na zdjęcia. Tych z telefonu nie jest jakoś dużo i przeważa Julian (sorry not sorry). Za to aparatem udało mi się zrobić trochę moich ulubionych zdjęć makro. Enjoy!









Recenzję tej książki możecie przeczytać tutaj: klik


A ten kawaler budził już od 7 rano. Pod tym względem doceniam Leona.



Dąbrówki
























































Supraśl



I kilka zdjęć z aparatu. 












Niezły spam Julianem, ale nic nie poradzę, że on taki fotogeniczny.


Filtr z instagrama i na co komu ogarnianie twarzy?


Tradycja corocznego wyjścia na łyżwy odhaczona. Chociaż tak mnie wciągnęło, że po powrocie do Gdańska wybrałam się po raz kolejny. Gdyby nie fakt, że ślizgawki są dostępne tylko w weekendy (no chyba, że były ferie), to może i bym chodziła bardziej regularnie. Grunt, że udało się odwiedzić lodowisko i to jak widać dwa razy! 





Bardzo memiczny Julian. Chyba miał już dosyć tej miłości od wszystkich.



W drodze powrotnej na zmianę czytałam książkę i słuchałam bardzo brzydkiego podcastu Igi Chmielewskiej. Polecam z całego serca! Super się jej słucha i podróż minęła całkiem szybko. Aż żałuję, że przesłuchałam już wszystkie odcinki i muszę czekać na nowe.

You May Also Like

0 KOMENTARZE