Mroczne dzieje Elizabeth Frankenstein
"Historia Frankensteina opowiedziana na nowo. Co to znaczy być potworem?
Elizabeth Lavenza wie, co to znaczy żyć w biedzie. Wie także, że ludzie nie potrzebują powodu, aby stać się potworami. Gdy uboga dziewczynka zostaje sprzedana bogatej rodzinie Frankensteinów liczy na to, że jej los się odmieni. Jej nowa rola wydaje się mało skomplikowana. Ma zostać przyjaciółką Victora Frankensteina – chłopca, którego obawia się własna matka.
Elizabeth świetnie sprawdza się w nowej roli, mimo że chłopak znacznie różni się od swoich rówieśników. Gdy dorastają, Victor wyjeżdża na studia. To może oznaczać tylko jedno: Elizabeth jest już zbędna rodzinie Frankensteinów. Postanawia więc odnaleźć przyjaciela.
Nie wie jeszcze, że to początek mrożącej krew w żyłach podróży do odkrycia mrocznej i szokującej prawdy."
Myślę, że każdy, w mniejszym czy większym stopniu, przynajmniej kojarzy postać Frankensteina. Autorką jego historii jest Mary Shelley, która swoje dzieło napisała w 1818 roku. I tak, 200 lat później, poznajemy tę historię, ale z perspektywy Elizabeth. Jest ona towarzyszką twórcy Frankensteina, czyli Victora. Ale może tak od początku?
Victor od najmłodszych lat był dziwnym i trudnym dzieckiem. Nie lubił typowych zabaw, ciekawiły go niezbyt pasujące do jego wieku rzeczy. Pewnego dnia, jego mama, będąc w miasteczku, przygarnęła pod swoje skrzydła Elizabeth Lavenzę. Dziewczynka miała być towarzyszką Victora, jego przyjaciółką, która pomoże mu przystosować się do życia w społeczeństwie. Razem dorastali, uczyli się nowych rzeczy, bawili. Później Victor wyjechał na studia, przestał się tak często odzywać i Elizabeth wraz ze swoją przyjaciółką Justine, postanawia pojechać go odwiedzić i spróbować sprowadzić do domu. Jednak na miejscu odkrywa coś, przez co wie, że to wcale nie będzie takie proste, a z Victorem dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy.
Po tę książkę sięgnęłam dlatego, że zrobiło się o niej całkiem głośno na bookstagramie i chwilę później zobaczyłam ją w bibliotece na półce z nowościami. Wiedziałam, że będzie opowiadać o dawnych czasach i byłam ciekawa jak się w tym odnajdę, bo raczej nie czytam takich historii na co dzień. Pierwsze 50, może więcej stron poszło mi całkiem szybko, ale później bywało różnie. Jednak nie mogę zaprzeczyć, że końcówka naprawdę mnie wciągnęła i to już połknęłam w krótkim czasie. A to co się działo pomiędzy, hm. Trochę mi się przeciągało. Autorka posługuje się dawnym językiem. Akcja, która dzieje się teraz jest przeplatana wspomnieniami Elizabeth z dzieciństwa czy okresu dorastania. Dzięki temu mamy wgląd w to, jak kształtowały się jej relacje z Victorem oraz ich przyjacielem Henrym. Jakim dzieckiem i młodzieńcem był Victor, do jakich czynów był zdolny.
Zaczynając lekturę, zobaczyłam zdanie, które brzmiało mniej więcej "dla wszystkich, którzy w swoim życiu czują się osobą drugoplanową". I faktycznie, to się później przełożyło na opisaną historię i idealnie pokazało kim, przez własne czyny, stała się Elizabeth. Tak bardzo pragnęła zostać w domu wraz z Victorem, że zatraciła siebie i pomogła stworzyć potwora. To jedna z dwóch rzeczy, jakie uderzyły we mnie po skończeniu książki. Drugą jest to, na jakiego szaleńca wyrósł Victor. Mający własne idee i nie uznający sprzeciwu.
Nie jest to zła książka i coś wyniosłam z jej lektury, ale gdybym miała sięgnąć po więcej tego typu pozycji, to raczej bym tego nie zrobiła. Nie do końca moje klimaty i trochę się męczyłam. Aczkolwiek jeśli lubicie takie historie, to myślę, że przypadnie Wam do gustu.
0 KOMENTARZE