­

Life update february 2019

by - 14:04


Witam i o zdrowie pytam! 
Nie było mnie tu miesiąc, a czuję się jakby minęło o wiele więcej czasu. Z jednej strony dziwnie się czuję tworząc ten post, bo mam wrażenie, że nieco wyszłam z wprawy z pisania tutaj. Z drugiej od ostatniego wpisu trochę się działo i zdecydowanie mam się z czym z Wami podzielić. 
Jak można się domyśleć, powodem mojej nieobecność była sesja i też średni początek roku. Poza tym, styczeń ogólnie nie jest dla mnie najlepszym miesiącem. Dla większości pewnie kojarzy się z takim okresem, gdzie tworzą się plany odnośnie danego roku i człowiek "zaczyna z czystą kartką". U mnie jest trochę inaczej. O wiele bardziej lubię końcówkę roku, podsumowanie i wyciąganie wniosków z wydarzeń z minionych miesięcy. To mnie bardziej motywuje. Tak wiem, dziwny ze mnie człowiek. 

Pomimo minusów, działo się też sporo fajnych rzeczy. Także teraz o czymś pozytywnym.
Po pierwsze, odbyło się w Gdańsku spotkanie z Igą Chmielewską. Autorka bardzo brzydkich rysunków oraz bardzo brzydkiego dziennika, który swoją premierę miał jesienią. Tutaj znajdziecie jej instagram -> klik, tutaj jej kanał na youtubie -> klik oraz jej stronę na facebook'u z brzydkimi rysunkami-> klik.
Igę obserwuję już dosyć długi czas, chociaż przyznam, że na bieżąco to tak od dobrych kilku miesięcy. Oglądałam wcześniej też jej filmiki ale dopiero po pewnym czasie coś mnie bardziej zainteresowało i stałam się stałym widzem. Strasznie się ucieszyłam na wiadomość o tym, że wydaje swój własny dziennik i pamiętam, że już po pierwszym instastory (bo właśnie stąd się dowiedziałam) kliknęłam i zamówiłam swój egzemplarz. A jeszcze bardziej mnie ucieszyła informacja o spotkaniu w Trójmieście. Wzięłam swój dziennik, instaxa i pognałam na Gdańską Starówkę. Gdyby ktoś mnie zapytał jaka Iga jest na żywo to odpowiedziałabym, że na pewno przeurocza, przesympatyczna, z poczuciem humoru i dystansem do siebie. Do tego szczera i nieco roztrzepana (jak to artysta :D). Dzieliła się z nami różnymi swoimi historiami albo przemyśleniami, ale jednocześnie nie bała się powiedzieć otwarcie, że się trochę stresuje i mimo, odbytych już wcześniej spotkań, jest to dla niej wciąż małe wyzwanie. No bo co innego gadać do aparatu we własnym mieszkaniu i móc to później zmontować tak jak się chce, a co innego stać przed grupą ludzi na drugim końcu Polski i mówić do mikrofonu. Myślę, że poradziła sobie na 6+. 
Było to chyba pierwsze tego typu spotkanie na którym byłam. Nigdy wcześniej nie podchodziłam do kogoś, kto jest dla mnie ogromną inspiracją i nie mogłam zamienić z nim kilku słów (no raz się zdarzyło, ale było w kameralnym gronie i to o wiele prostsze zadanie). Także powiem Wam, że stresik był też i u mnie. Zastanawiałam się o co zapytać, jak wykorzystać te kilka minut. Samą siebie rozbawiłam tym, ze stojąc w kolejce miałam dosyć poważną minę, a wystarczyło, żeby Iga na mój widok powiedziała "jaka Ty jesteś malutka!" i już banan na cała twarz, haha. Do tego zamieniłam się w wiewiórkę na podwójnej kofeinie, więc już w ogóle przypływ energii i pozamiatane. Ledwo usiadłyśmy, a mi ten cały stres uciekł. Pogadałyśmy o planach na temat brzydkich rysunków, o tym czy jest szansa na wydanie dziennika w następnym roku, o podróżowaniu i przemyśleniach odnośnie tych spotkań autorskich. Było naprawdę bardzo sympatycznie. Wracałam do domu naładowana pozytywną energią, z autografem w moim dzienniku oraz zdjęciami. 



Zadanie na start, znajdź Pawłowską



Jeśli nie znaliście do tej pory Igi to naprawdę polecam wejść na jej instagrama, facebook'a albo obejrzeć filmiki na youtub'ie. Genialnie się jej słucha, jest bardzo wrażliwą i dojrzałą osobą. Porusza ciekawe tematy. Motywuje, a jej rysunki trafiają nieraz idealnie w punkt danego problemu. Do tego jest mega naturalna. Same plusy. 
A dla tych, którzy są ciekawi jak bardzo brzydki dziennik wygląda w środku to poniżej będziecie mieli kilka stron






Po drugie, zakończyłam moją edukację w Trójmiejskiej Szkole Fotografii. Jeszcze trochę nie dowierzam, że ten rok minął tak szybko. Ledwo zaczęliśmy zajęcia a już jestem po ostatnich. Jak wiecie bądź nie, trochę mnie ta szkoła rozczarowała, trochę marudziłam. Nie tego się spodziewałam i rozmawiając z kolegami z grupy, nie tylko ja miałam takie odczucia. Mimo to, będę wspominać ten okres jako coś fajnego. W końcu jednak czegoś się nauczyłam. Uporządkowałam wiedzę teoretyczną, zaliczyłam pierwsze sesje w studiu, polatałam z aparatem w plenery, widziałam wiele świetnych zdjęć i posłuchałam ciekawych historii, współpracowałam z bardzo inspirującymi ludźmi. Było dużo śmiechu, szalonych pomysłów. Na pewno jeszcze nieraz pójdę na jakiś kurs czy warsztaty fotograficzne, bo z każdego takiego wydarzenia można wynieść coś wartościowego.







Trochę się śmiałam, że na ostatnich zajęciach z fotografii reklamowej mieliśmy kawę na wynos i to właśnie mi tym razem przypadło robienie zdjęć. Na tego typu zajęciach pracujemy ze statywem, więc używamy tylko jednego aparatu (to tak dla wyjaśnienia). Jak pewnie wiecie (albo ci co obserwują mnie na instagramie wiedzą najlepiej) uwielbiam kawę, więc był to temat idealny dla mnie. Poza tą sesją, mieliśmy ostatnio też plener po Gdańskiej Starówce. 
klik i klik jeśli chcielibyście zobaczyć kilka dodatkowych zdjęć ze szkoły

Po trzecie, koncert Years&Years. Bilet miałam od początku lipca i nie mogłam się doczekać 1 lutego. Podejrzewałam, że mogę być wtedy jakoś w okresie sesji zimowej, ale nie sądziłam, że będę mieć tego dnia dwa egzaminy. Dodatkowo zaczęło mnie atakować przeziębienie i byłam ledwo żywa, a koncert w Warszawie. To czy pojadę było właściwie niewiadome do godziny przed pociągiem. Przeżyłam zaliczenia, byłam w miarę przytomna i bez migreny, więc kierunek stolica. I nie żałuję. Ta energia, szalone tańce Olly'ego. Wow. Na Palo Santo buzia sama się uśmiechała. Zagrali też kilka starszych kawałków, więc cały tłum śpiewał razem z nimi. Do tego ludzie chórku zaśpiewali covery. U nich to chyba wszyscy mają niesamowity talent wokalny. Chociaż zaskoczyło mnie, że część ludzi albo siedziała prawie cały koncert, albo stali i tylko nagrywali. Jedne trybuny ożywiły się gdzieś w połowie i widziałam, że większość tańczyła. Wiem, że każdy inaczej się cieszy takimi chwilami i ogólnie je przeżywa, ale i tak mnie to zdziwiło. Osobiście prawie straciłam głos i nie czułam nóg. 




Wstawiam zaledwie kilka zdjęć. Mam też trochę filmików, z których chciałam stworzyć jeden i wstawić na youtube. Aczkolwiek chyba zostawię to tak jak jest. Kilka nagrań możecie zobaczyć w tym poście na instagrami -> klik, a także w wyróżnionych story na moim profilu. 

Wraz z początkiem roku, przyszło do mnie kilka książek do recenzji, także możecie się ich spodziewać w najbliższym czasie.


Nie byłabym sobą, gdybym też nie kupiła czegoś nowego. Chciałam zrobić sobie postanowienie, że mogę kupować maksymalnie jedną książkę w miesiącu. Czy wyszło? No powiedzmy, że muszę nad tym jeszcze popracować.


Na swoje usprawiedliwienie mam to, że pierwsza od dołu to prezent, który dostałam tuż przed Sylwestrem (więc można powiedzieć, że to jeszcze książka z 2018 roku), następna kupiona w biedronce za 10 zł. Na trzy kolejne (,,Będzie bolało" ,,Najgorszy człowiek na świecie" oraz "Droga artysty") polowałam już od jakiegoś czasu i jak zobaczyłam promocje w empiku to wzięłam je bez zastanowienia (wcale tej z zieloną okładką nie dołożyłam przy kasie bo była za 17 zł...). O jednorożcach to również prezent, do tego przepięknie wydany. Serio, jestem w tym zakochana. Ostatnia sztuka jest z antykwariatu i zapowiada się bardzo ciekawie.

Jakiś czas temu zadałam pytanie na instagramie czy lepszą opcją są pełne recenzje na blogu i zdjęcia z informacją o nich w poście na instagramie, czy mniej na blogu ale kilka słów pod zdjęciami. Sporo osób zaznaczyło własnie tą drugą opcję. To dało mi do myślenia, że blogosfera przegrywa z instagramem. Co zadecydowałam? Na pewno nie zrezygnuję z pisania recenzji tutaj. Jeśli książka w jakiś szczególny sposób mnie zaciekawi albo będę miała coś konkretnego do powiedzenia na jej temat, to pojawi się dłuższy tekst. Jednak o wszystkich książkach jakie czytam nie będę tworzyć postów, jedynie umieszczę coś na instagramie. A nóż i to skusi kogoś do przeczytania.

Uff, dobrnęłam do końca. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Nie wiem co ile będą się teraz pojawiać nowe posty. Niedługo czeka mnie kolejny wyjazd. Mam też kilka bardziej czy mnie zaległych folderów ze zdjęciami do obrobienia. Relacje do napisania. Na pewno będzie się działo i nie opuszczam tego miejsca, ale czy będę tu regularnie i tak często jak do tej pory, who knows.  

You May Also Like

0 KOMENTARZE