My relationship with Gdynia
W Gdańsku się urodziłam i tutaj mieszkam od małego. Znam to miasto najlepiej. Bez większego problemu umiem się przemieścić komunikacją miejską. Wiem gdzie co jest. Chociaż są rejony, dzielnice, gdzie bywam "od święta" i wtedy lepiej jednak współpracować z "jakdojadę" i google maps.
Sopot to zawsze było dla mnie to miejsce, gdzie zabierało się gości spoza Trójmiasta na spacer. W końcu Monciak i Molo. To tutaj też, od prawie 5 lat studiuję i moja relacja z Sopotem to takie love/hate (z naciskiem częściej na hate).
Gdynia to było to najmniej znane przeze mnie miasto. Pamiętam jak jadąc przed pierwszym Open'erem po bilety, śmiałam się, że czuję się niczym turysta. Zupełnie nie wiedziałam co gdzie się znajduje. Na ten moment, mam tutaj pracę oraz uczę się w szkole fotograficznej.
Przez wiele lat byłam przekonana, że Gdynię lubię najmniej z wszystkich trzech miast. Odwiedzałam ją raz na ruski rok, kiedy musiałam. Nie wiedziałam jak się przemieszczać, czy jest tutaj coś ciekawego do zobaczenia, kompletnie nic.
Później odkryłam Orłowo i klif. Do tego opuszczone sanatorium (które jest już niestety zamknięte na stałe) i zakochałam się. Przyjeżdżałam tutaj kiedy tylko była okazja (co zapewne widać po ilości zdjęć stąd na blogu i instagramie).
Kolejnym takim miejscem było Sea Towers. Nie wiem co ma w sobie, ale lubię się tam kręcić. Zrobiłam już chyba 2 sesje a i tak wracam z aparatem. Najchętniej obfociłabym te budynki o każdej porze roku i pogodzie. Nie mówiąc już o wejściu na któreś z ostatnich pięter (to to marzenie!).
Następnym krokiem była praca i szkoła. Przez to zaczęłam już regularnie odwiedzać to miasto. Do tego pkm, którą jadę około 15 minut, no i trochę żal z tego nie korzystać.
Oglądam często relacje ludzi na instagramie czy ich zdjęcia i stwierdzam, że ta Gdynia wcale nie jest taka zła. Jest dużo fajnych, klimatycznych kawiarni (już w kilku byłam i polecam - Kofeina moim ulubionym, ale Kawiarnia Tłok również daje radę). Ciekawe budynki i zaułki, które aż się proszą o zrobienie w nich jakiś zdjęć. Do tego księgarnie (Tak czytam - książki za grosze), lumpeksy (akurat tutaj się jeszcze nie wypowiem, ale może kiedyś). I tak pomału zaczynam obdarzać to miasto sympatią.
Gdyby ktoś powiedział mi z dwa/trzy lata temu, że polubię Gdynię, będę ją chętnie odwiedzała i powoli ogarniała co jest gdzie, to bym spojrzała trochę jak na wariata. A teraz niespodzianka. Jeszcze wiele do odkrycia przede mną, ale póki co nie zamierzam znikać z Trójmiasta, także mam czas.
Fajnie jest tak odkrywać miasto. Poznawać historie, znajdować nowe ulubione miejsca. Nawet jeśli mieszkało się w okolicy przez całe życie (trochę takie brawo Pawłowska geniuszu, ale podejrzewam, że nie tylko ja tak mam). Warto dać szanse. A nóż polubimy je bardziej niż mogliśmy się tego spodziewać.
0 KOMENTARZE