­

The end of autumn and christmas vibes

by - 14:30

Cześć! Pomysł na ten post powstał, kiedy wstawiłam zdjęcia kosmetyków z firmy Gift Of Nature na story na instagramie. Początkowo planowałam wrzucić tutaj coś jeszcze, co wpadnie mi w oko i zrobić z tego takich "ulubieńców/perełki jesieni". Trochę mi zajęło, żeby zrobić zdjęcia i je obrobić, więc siłą rzeczy plan na ten wpis się rozrósł. Wtedy w mojej głowie powstał dylemat jak nazwać ten post oraz czym on w ogóle będzie. Nie są to typowi ulubieńcy, chyba. Nie zrobię też z tego raczej żadnej serii, chociaż podobny wpis ukazał się na koniec wakacji. Nie chciałabym robić nic na siłę, a próba regularności w tej kwestii pewnie by tak działała w jakimś stopniu. Zdecydowanie lubię sobie utrudniać życie, więc może po prostu będzie co ma być? Mam nadzieję, że Wam się spodoba i każdy z Was znajdzie tutaj coś dla siebie. I tak wiem, że mam lekkie opóźnienie, ale Święta. Myślę, że rozumiecie. 


Gift Of Nature

O piance z tej firmy już pisałam w letnich ulubieńcach. Dokupiłam tonik oraz krem do twarzy. Na obecną chwilę mam już drugie opakowanie tej mgiełki. 

Bardzo lubię te produkty. Na obecną chwilę jestem w trakcie zabiegów na usuwanie blizn i zmian potrądzikowych. Moja cera wciąż nie jest w jakimś ekstra stanie. Wychodzą mi niedoskonałości, miejscami jest zaczerwieniona. Jednak myślę, że jest dużo lepiej niż było, a przez to, że jestem teraz całkiem regularna w pielęgnacji, to jakąś poprawę też widzę tak na co dzień. Nie mam potrzeby nakładania makijażu i szczerze mówiąc trochę zapomniałam jak to w ogóle jest być pomalowaną, nie mam tak przesuszonej skóry jak miewałam czasami i nie wyskakują mi aż tak zaognione wypryski.


 MIYA

Tutaj była dosyć zabawna sytuacja, bo ten zestaw dostałam na Mikołajki, a chwilę wcześniej, kupując jakieś ostatnie prezenty na Święta, zaglądałam na stronę z kosmetykami Gift Of Nature i bardzo kusiło mnie serum. Nigdy nie miałam tego kosmetyku w swojej pielęgnacji i byłam ciekawa czy by mi się sprawdził. Mija kilka dni, a tutaj dostaję w prezencie ten zestaw. Peeling stosowałam póki co może z 2-3 razy. Na opakowaniu jest informacja "stosować 2-3 razy w tygodniu", ale oczywiście moja pamięć zawodzi. Za to serum staram się stosować 2 razy dziennie. Czy widzę poprawę? Kilka razy miałam wrażenie, że poradziło sobie od razu z wyskakującymi niedoskonałościami i zaraz znikały z mojej twarzy. Aktualnie chyba za dużo się najadłam w Święta i mój organizm teraz mi się odwdzięcza, więc to już nie taka łatwa sprawa. Jednak polubiłam się z tym produktem i zamierzam go dalej stosować. Btw. peeling pachnie owocami.




Herbata zimowa

To już koniec kącika beauty. Teraz przyszła pora na herbatę zimową, która w tym roku skradła moje serce i piję ją na potęgę. Czarna, z plasterkiem pomarańczy i goździkami, sokiem owocowym, miodem, ewentualnie imbirem. Różne kombinacje. Były dni, kiedy piłam kilka takich kubków. Kawę też lubię, ale piję 1 max 2 dziennie zazwyczaj. Z herbatą takiego umiaru nie mam.





Seriale i filmy

Mały kącik filmowy. Jeśli obserwujecie mnie na instagramie, to z pewnością widzieliście moje opinie na temat tych seansów.


Na ten sezon czekałam 2 lata i się nie zawiodłam. Pierwszy, czyli Nawiedzony dom na wzgórzu spodoba się bardziej osobom, które lubią typowe horrory, duchy, upiory i wyskakujące dziwadła. W drugim sezonie jest tego mniej, ale i tak klimat i historia zachwyca. Nie sądziłam, że wzruszę się na horrorze. Połknęłam całość w kilka dni i zostałam zdecydowanie kupiona. Większość opinii jakie widziałam, była pozytywna, ale niektórym się to ciągnęło i się wynudzili. To też zrozumiałe, bo nie bez przyczyny można było oczekiwać czegoś innego. Ale moim zdaniem warte obejrzenia. 


Nie lubię oglądać czegoś, o czym aktualnie jest głośno i wszyscy ludzie mają fazę. Jednak coś mnie podkusiło i odpaliłam pierwszy odcinek. To zamknięty serial, składający się z jednego sezonu i 7 odcinków. I musze przyznać, że jestem zachwycona. Historią, klimatem, kolorami, obsadą i grą aktorską. No świetne. Nie sądziłam, że wciągnie mnie tak serial o graniu w szachy. Jeśli ktoś ciekawy, to nie, nie zaczęłam sama w nie grać. Aż tak mi się nie wkręciło.




W końcu obejrzałam! I wow, jakie to było fajne. Angelina Jolie jest tutaj genialna. Jak lubicie bajki Disneya, Śpiącą królewnę i takie klimaty, to polecam.


Bajka obejrzana w wieczór przed Wigilią. Oczywiście popłakane i pośmiane. Dawno nie oglądałam tak dobrej bajki. I świetna kreska. Aż poczułam magię zbliżających się Świąt.


Ten film jest dla mnie zaskoczeniem. Nastawiałam się na typową świąteczną komedię, do tego z wątkiem lgbt, bo główne bohaterki to para lesbijek. A dostałam naprawdę fajną historię tego jak tajemnice wpływają na ludzi i ich relacje oraz, że nie da się mieć idealnej rodziny. Tacy ludzie nie istnieją i warto być dumnym ze swoich najbliższych i ich doceniać bez względu na to, czy żyją tak jakbyśmy tego dla nich chcieli, czy po swojemu.  

O dziwo mam teraz zastój czytelniczy. Zazwyczaj okres jesień/zima obfitował w tym, że co chwila dodawałam nowe książki do mojej listy "przeczytane". W tym roku jest trochę inaczej, ale z pewnością dwie książki, które bardzo mi się spodobały to ,,Wielkie kłamstewka" klik i ,,Siedmiu mężów Evelyn Hugo" klik.


Wiedziałam, że Shawn Mendes planuje wypuścić film na Netflixie apropo swojej kariery. Czekałam na niego i obejrzałam w dniu premiery. Później widziałam wielkie odliczanie i zastanawiałam się o co chodzi, a tutaj informacja, że właśnie wyszła jego nowa płyta. Jest całkiem przyjemna i lubię sobie ją puścić w tle kiedy coś robię. Chociaż mam wrażenie, że kilka piosenek brzmi podobnie (albo mam tak słabe ucho), jednak mi to nie przeszkadza.
Była zimowa herbata, później wleciał grzaniec (ale jego zdjęć akurat nie mam), a następnie spróbowałam zrobić po raz pierwszy grzane piwo i powiem Wam, że wyszło całkiem zacnie. Na tyle zacnie, że robiłam je już chyba dwa albo trzy razy. Wzięłam pierwszy lepszy przepis z google i śmieję się, że smakuje jak herbata z prądem. Jest z sokiem z pomarańczy, miodem, imbirem i plasterkiem pomarańczy z goździkami. Przyznam, że zapajałam do niego nieco większą sympatią, niż do grzańca (chociaż ten też bardzo lubię, zwłaszcza będąc w górach, na nartach czy chodząc po jarmarku świątecznym). Jest delikatniejsze i stąd chyba jakoś częściej robię.



Czy to już wygląda na rozpijanie? Jakoś w ostatnie wakacje pokochałam smak słony karmel. Lody potrafiłam jeść na potęgę. Teraz zobaczyłam przepis u Tosi na instagramie (tutaj Wam podlinkuję na jej blogu) na likier słony karmel i stwierdziłam, że muszę to zrobić. Ma bardzo ciekawy smak i w sumie wszyscy w moim domu, poza młodą, mówią, że dobre. Także, jeśli lubicie słony karmel, słodki alkohol i chcecie sami przygotować jakiś trunek to polecam. Zwłaszcza, że możecie sami zdecydować ile ma mieć procentów i jak mocno kopać.

Dobrnęliśmy już prawie do końca. Moja mama jak co roku stworzyła kilka stroików. Jeden zostawiła dla nas, a resztą obdarowała przyjaciół. Poprosiła, żebym zrobiła kilka zdjęć, co by wiedziała na przyszłość, jakie stworzyła teraz. Jak już sięgnęłam po aparat, to przy okazji uwieczniłam też choinkę. W sumie rzadko to robię. Zazwyczaj kończyło się na jednym zdjęciu telefonem i nie bawiłam się w jakieś detale i bombki. Tym razem jednak tych ujęć się trochę zebrało. Korzystając z okazji, tak je tutaj zostawię. Dla ozdoby. 

Mam nadzieję, że odpoczęliście chociaż trochę przez te kilka dni, jesteście najedzeni i gotowi na końcówkę tego roku. Odezwę się do Was jeszcze w okolicach Sylwestra, więc na razie to tyle.
















You May Also Like

0 KOMENTARZE