Open'er 2018
Cześć! Jak się rozkręciłam z recenzjami książek to nie mogę przestać. Ale spokojnie. Jakoś w przyszłym tygodniu pojawi się jeszcze jedna i na razie będzie więcej zdjęć (bo mam ich coraz więcej).
Dzisiaj przyszła kolej (w końcu) na relację z tegorocznego Open'era. Znowu byłam tylko na jeden dzień, chociaż początkowo planowałam kupić bilet choćby weekendowy. Jednak nie wyszło, ale szczerze to chyba nie żałuję (chociaż było kilka fajnych koncertów, na które z chęcią bym się wybrała, już trudno). W tym roku szłam głównie na Dawida Podsiadło, Bruno Marsa i Years&Years.
Fajnie było usłyszeć Małomiasteczkowego, jak i starsze kawałki takie jak Nieznajomy czy W dobrą stronę. To był pierwszy raz kiedy słyszałam Dawida na żywo i mam nadzieję, że nie ostatni. Miał fajny kontakt z widownią i był tak naturalny, że nie dało się go nie polubić :D
Tutaj macie link do filmiku z fragmentem Nieznajomego na moim instagramie -> klik
W tym roku pogoda zdecydowanie bardziej dopisała. Do tego stopnia, że można było podziwiać naprawdę piękny zachód słońca!
Rok temu płakałam, że nie mogłam być na jego koncercie w Krakowie. Teraz nie mogę uwierzyć, że słyszałam Bruno Marsa na żywo i patrzyłam jak tańczy na scenie. WOW. Słucham go od piosenki Just the way you are, czyli właściwie od pierwszej płyty z 2010 roku. To już prawie 10 lat temu. To jakie show zrobił, jak śpiewa na żywo, jak się rusza. To po prostu trzeba zobaczyć :D Fajnie było zaśpiewać z tłumem ten kawałek czy też Grenade i wiele innych. Chciałam Wam tutaj wstawić filmik właśnie z Just the way you are (mam do tej piosenki ogromny sentyment i jak usłyszałam pierwsze dźwięki to wprost oszalałam), jednak zdecydowałam się na Uptown funk. Z tych emocji zapomniałam w ogóle o tym kawałku i kiedy chciałam lecieć już na kolejny koncert, Bruno wyszedł jeszcze raz na scenę i właśnie to zagrali. Także był w tył zwrot. Tutaj możecie zobaczyć ten filmik -> klik
I na koniec Years&Years. Trochę głupio zorganizowali te koncerty, bo tu ledwo jeden się skończył, a na drugim końcu festiwalu grali już pierwszą piosenkę. Także był bieg na orientację i przez przeszkody. Prawie nogi po drodze pogubiłam ale dobiegłam chyba w połowie pierwszego utworu. Olly Alexander mówiący po polsku "dziękuję" to było idealne zakończenie tego dnia. Niestety dopadła mnie migrena i nie dałam rady wytrzymać całego koncertu. Na szczęście chłopaki zagrali wszystkie moje ulubione utwory w tym czasie, włączając w to i te z poprzedniej płyty jak i te z najnowszej, która ukazała się 6 lipca (i tak mnie zachwyciła, że mam już kupiony bilet na ich koncert w lutym w Warszawie, czy to już bycie psychofanką?). klik
Całego festiwalu nie będę już podsumowywać bo właściwie wszystko było tak jak rok temu. W tym roku tylko z tego co słyszałam bardziej przeszukiwali na bramkach. Dlatego musiałam przemycać powerbanka w portfelu i nie wzięłam ani instaxa ani aparatu analogowego. Pogoda dopisała, zaliczyłam wszystkie koncerty, które chciałam. Mimo to, mam wrażenie, że rok temu bawiłam się trochę lepiej. Nie wiem czy to kwestia tego, że wtedy byłam pierwszy raz na Open'erze i ta wyprawa była dla mnie niezłą przygodą. A w tym dopadła mnie migrena i ledwo żywa wróciłam do domu.
Aczkolwiek dla odmiany starałam się mimo wszystko robić jak najmniej zdjęć, to samo z nagrywaniem filmów. A bardziej cieszyć się chwilą. Telefon spędził większość festiwalu w kieszeni w spodniach a ja skakałam i śpiewałam. Czasami jednak fajniej jest być tu i teraz a nie oglądać świat przez ekran smartfonu :)
0 KOMENTARZE