Krynica Zdrój
Witam wszystkich po sporej przerwie! Tęskniliście?
Właśnie zauważyłam, że dzisiaj mija równy miesiąc od ostatniego postu. Przyznam, że brakowało mi tego miejsca. W głowie powstały nowe pomysły na posty, niektóre już rozpoczęte siedzą w wersjach roboczych. Dlatego wracam. Nie wiem jeszcze jak to wszystko będzie wyglądało, co ile będę publikowała nowe wpisy. Szykuje się trochę zmian, nowych rzeczy, projektów. Strasznie się na to wszystko cieszę.
Jeszcze zanim przejdę do głównego tematu tego postu, napiszę parę słów o dzisiejszym dniu, czyli Walentynkach. Jakoś szczególnie rozpisywać się nie będę, bo rok temu stworzyłam taki post (klik), a że moje zdanie się zbytnio nie zmieniło, to myślę, że nie ma się co ponownie rozdrabniać. Mimo, że spędzałam ten dzień z moją "drugą połówką" tylko raz w ciągu mojego już prawie 23-letniego życia, to nawet go lubię. Co roku dostaję jakieś drobiazgi od najbliższych mi osób i jest to dla mnie naprawdę przemiły gest. I myślę, że to "święto" jest po prostu dobrym pretekstem, żeby oderwać się na chwilę od obowiązków, pracy i zarezerwować sobie czas dla bliskiej nam osoby (czy osób) i porobić coś fajnego :)
Przechodząc do rzeczy, jeśli obserwujecie mnie na instagramie oraz snapchacie, to z pewnością wiecie, że w piątek wróciłam z wyjazdu w góry. Przez tydzień śmigałam na nartach w Krynicy Zdrój. Jest to miejsce, które bardzo często odwiedzałam będąc małym brzdącem. Jeśli dobrze pamiętam, to ostatni raz w tych okolicach byłam, kiedy moja siostra miała może z 3 latka (czyli mniej więcej 2005 rok). Śmiesznie po tylu latach znowu je zobaczyć. Jeździć na szczyt gondolą, którą jechało się też tuż po tym jak oddali ją do użytku.
Jeśli czytacie mojego bloga już dłuższy czas, bądź znacie bardziej prywatnie, to wiecie, że kocham góry, także nie będę się rozgadywać pod tym względem bo mogłabym pisać i pisać, haha.
Zdecydowanie odpoczęłam, zwłaszcza pod względem psychicznym, bo fizycznie to wróciłam bardzo obolała (ah ta kondycja). Z masą nowych wspomnień i zdjęć. Dlatego zapraszam Was na małą relację z tego wyjazdu :)
Na pierwszy rzut idą zdjęcia robione aparatem. Jest ich naprawdę niewiele (aż dziwne) i już wyjaśniam dlaczego. W czasie naszego wyjazdu było kilka dni kiedy świeciło słońce i było naprawdę pięknie, jednak taka pogoda dopisywała głównie rano i trzymała się tak do około 14, kiedy byliśmy na stoku. Jeżdżąc na nartach miałam do dyspozycji jedynie telefon. Po aparat sięgnęłam tylko jednego dnia bo akurat wychodziliśmy wcześniej na miasto i jeszcze przez chwile było w miarę jasno. Mimo to warunki były średnie, do tego nie mam jakiegoś super jasnego obiektywu i musiałam zdjęcia trochę podratować obróbką. I przyznam, że trochę się tym pobawiłam. Dajcie znać jak mi wyszło i czy Wam się podoba!
Na stoku
Ostrzegam, że teraz (tradycyjnie) będzie wielki spam. Najpierw zdjęcia ze stoku. Zrobiłam ich masę. I normalne i kilka "analogowych". Jazdy ze mną to serio masakra, bo co jakiś czas zatrzymuję się, żeby cyknąć kolejne fotki, haha. Starałam się uchwycić i różne widoki i też to jaka była widoczność w poszczególne dni.
Co do ilości osób, to było z tym różnie. Chyba jakoś przez dwa dni (zwłaszcza wtedy gdy była super pogoda i świeciło słońce) były takie tłumy, że można się było przestraszyć kolejki do gondoli.
Pijalnia
Muzeum Nikifora
Krynica
Trochę ujęć centrum Krynicy Zdrój
Byliśmy też na Górze Parkowej i szczerze mówiąc, jechałam tam z wizją tego że zrobię ładne zdjęcie Krynicy nocą. Jednak widoczność była tak kiepska, że nic z tego nie wyszło i jedyna fotka jaka nadaje się do publikacji z tej wycieczki to ta z wagoniku, którą widzicie na samym dole.
1 KOMENTARZE
Pawłowska, popłakałam się oglądając te zdjęcia. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń